Poniżej podajemy link do ciekawej imformacji o grejpfrutach.
http://process.maildesk.pl/open/NiwyNzQwMCwxMDI0MQ
|
Jaka mąka do czego? Wszystko o mące, glutenie i zakalcach. |
Dzisiaj będzie o mące. Osoby, które korzystają z mąki okazjonalnie (np. nie robią w domu wypieków ani makaronów, pierogów czy łazanek a jedynie zasmażkę) nie zawsze zdają sobie sprawę, że przyczyną ich niepowodzenia – kiedy już próbują zrobić coś „mącznego” – jest wybór nieodpowiedniej mąki. Bo jest ich kilkanaście rodzajów licząc kombinacje mieszanek i typów.
Jak się robi mąkę?
Produkcja mąki jest tak samo stara, jak uprawa zbóż. Na początku mełło się ją (zapomniane słowo prawda? dziś mówimy „mieliło się” :)) w kamiennych, ręcznych żarnach. W uproszczeniu, to były dwa płaskie kamienie, między którymi znajdowały się ziarna. Obracając górnym kamieniem rozgniatało się je na miazgę i umieszczało w sitach – o różnym „kalibrze”. Mąka była później odsiewana, a na sicie pozostawały otręby. Tak uzyskana mąka była zazwyczaj brązowa, bo – aby było jej więcej – używano większych oczek w sitach. Mąkę białą – z drobnego sita, mieloną często kilka razy w żarnie – używano tylko przy wyjątkowych okazjach np. do pieczenia placków na święta. Do chleba i legumin (o których za chwilę) używano mąki razowej, z dużych oczek i jednokrotnego przemiału w żarnie. Mój tato, tak jak i moja babcia zawsze, raz w roku „przerabia” ok 5 kg różnego rodzaju zboża na mąkę i otręby własnie za pomocą kamiennego, granitowego żarna na własne potrzeby – gotując później różne leguminy i kluski.
Dzisiaj mąkę uzyskuje się w młynach, gdzie żarna i zestaw sit kalibruje mąkę w taki sposób, aby uzyskać pożądany typ mąki. Pozostałości z mielenia to najczęściej otręby, bogate w błonnik i mikroelementy.
Wyciąg mąki
Oceny wydajności ziarna w młynie dokonuje się na podstawie tzw. wyciągu mąki. Oznacza to procent mąki jaki udaje się uzyskać z ziarna. Im niższy jest ten procent, to znaczy, że mąka powstała z bielma (najbardziej wewnętrznej części ziarna). Im wyższy – znaczy, że więcej w niej jest okrywy – „łupiny” ziarna. Znaczy to również, że ziemna mąka, o wysokim wyciągu zawiera więcej składników mineralnych i błonnika niż mąka o niższym wyciągu – biała. Gdy ziarno ma złe warunki wegetacji powstaje w nim za mało bielma a za dużo okrywy – wówczas również i białej mąki (niski wyciąg) jest mało a jej ceny rosną, dlatego klimat i pogoda są tak istotne. O cenach mąki i ich wpływie na ceny pieczywa będzie za chwilę. Innym kryterium oceny mąki jest typ mąki.
Co to jest typ mąki?
Mąka może być wykonana z różnego rodzaju ziaren – pszenicy, żyta, kukurydzy czy orkiszu albo z ziemniaków lub grochu. Ostatnio popularne są też mąki z soi, gryki, ryżu, owsa, prosa czy jęczmienia. Jednak typ mąki to coś innego. To wskaźnik jej oczyszczenia i wyrażany jest w liczbach, zazwyczaj od 450 aż do 2000 (i więcej). Liczba ta oznacza ilość gramów popiołu, jaki pozostanie po spaleniu 100kg mąki. Np. mąka poznańska typ 500 pozostawia 500g popiołu jeśli spali się jej 100 kg. Po spaleniu mąki razowej typ 2000 zostanie 2000g (2kg) popiołu. Ów spalony popiół to nic innego jak pozostałości tzw. okrywy ziaren – głównie mikroelementów. To dzięki tym okrywom powstaje najwięcej popiołu więc im mąka jest bielsza, tym mniej ma pozostałości okryw. Czyli mąka razowa ma więcej mikroelementówi witamin niż mąka biała.
Do czego używać poszczególne typy mąki?
Skoro już wiesz co to jest typ mąki, musisz też wiedzieć, że każdy z typów ma inne zastosowanie. Jeśli użyjesz nieodpowiedniej mąki, może okazać się, że ciasto na pierogi nie będzie się kleić, a biszkopt będzie twardy jak deska. Oto ściąga, jakiej mąki używać w kuchni:
Mąka pszenna:
-
mąka tortowa, typ 450 – używana do ciast biszkoptowych i biszkoptowo – tłuszczowych
-
mąka krupczatka, typ 500 – używana do ciast kruchych i półkruchych oraz parzonych i makaronowych
-
mąka wrocławska, typ 500 – używana do ciast drożdżowych, francuskich, półfrancuskich, naleśników oraz zup i sosów
-
mąka poznańska, typ 500 – używana do ciast kluskowych, pierogowych, na pizzę, a także do zasmażek i sosów
-
mąka luksusowa, typ 550 – używana do ciast drożdżowych i smażonych
-
mąka bułkowa, typ 650 – jak sama nazwa mówi, do wypieku bułek
-
mąka chlebowa, typ 750 i 850 – z niej najlepiej wypiekać chleb
-
mąka sitkowa (typ 1400), graham (1850) i razowa (2000) – głównie używana do wypieku ciemnego pieczywa oraz kiszenia żuru (z mąką żytnią)
Mąka żytnia – typy 500, 720, 1150, 1400, 2000 – używana jest do wypieku chleba i „słonych” wyrobów piekarniczych oraz np. do kiszenia żuru.
Wrocławska? Poznańska?
Nazwy mąk są typowe dla Polski, nie znajdziecie ich gdzie indziej, dlatego będąc w innym kraju lepiej szukać oznaczenia typu, który w wielu krajach jest podobny. Oczywiście nie wszędzie, bo są kraje (większość) gdzie mąka po prostu jest nazywana „do chleba” „do biszkoptu” „do makaronu” itd. W kilku krajach spotkałem się też z mąką, która ma dodane od razu wszystkie polepszacze oraz jest wzbogacona o witaminy i mikroelementy. U nas pewno też są takie mąki, ale ja ich nie spotkałem w polskich młynach. Choć mąka poznańska i wrocławska (i inne) mogą mieć ten sam typ – teoretycznie powinny się różnić kalorycznością i zawartością białka. Prawda jest jednak taka, że dzisiaj ilość białka w każdej mące pszennej jest zbliżona i wynosi około 10%. I wcale nie jest tak, że jedną robi się w Poznaniu, a drugą we Wrocławiu :)
I jeszcze jedno – nie sugeruj się opisami na opakowaniach „do czego mąka się nadaje”. Często jest tak, że ten sam młyn na różnych typach mąki pisze praktycznie to samo, tylko po to, aby wszystkie jego mąki „schodziły” z półek.
Co to jest gluten?
Gluten to mieszanina protein (białek) roślinnych obecnych w ziarnach pszenicy, żyta i jęczmienia(niewiele jest w owsie) oraz wody. To gluten sprawia, że ciasto jest mniej lub bardziej lepkie. Np. mąka z niskim wyciągiem (typ 400, biała) będzie bardziej kleista i lepka niż mąka z wysokim wyciągiem (typ 2000, ciemna) ponieważ proteiny będą bardziej wyeksponowane na łącznie się z wodą. Gluten ma postać siatki zawiązanej między białkami, która „więzi” dwutlenek węgla powstający podczas rośnięcia ciasta przy jego fermentacji. Innymi słowy, gluten z dobrze wyrobionego ciasta sprawia, że ciasto po upieczeniu nie jest zakalcem tylko jest puszyste i porowate oraz dobrze wyrośnięte. Gluten najłatwiej jest zaobserwować, tak jak ja robiłem to jako dziecko: żułem kilknaście ziaren pszenicy. Po kilku minutach w ustał powstawało lepkie ciasto o charakterystycznym smaku, tak „zbite” jak guma do żucia.
Najwyższą zawartość glutenu ma mąka semolina, produkowana z twardej pszenicy durum. Wykorzystuje się ją głównie do produkcji włoskich makaronów, choć w Polsce zazwyczaj używa się krupczatki.
Szacuje się, że 1% populacji ludzi nie toleruje glutenu. Przy zetknięciu z glutenem ich organizm produkuje przeciwciała a to może doprowadzić do uszkodzenia kosmków jelitowych – występuje autoagresja i układ immunologiczny zaczyna atakować własne ciało. Osoby takie powinny jeść wyłącznie produkty bezglutenowe, do końca życia. Zazwyczaj znakuje się je symbolem przekreslonego kłosa, ale na pewno bezglutenowa jest mąka ryżowa, kukurydziana, gryczana, ziemniaczana, grochowa, kwinoa, z prosa i amarantusa.
Gluten obecny jest jednak nie tylko w produktach, które kojarzą się z mąką i chlebem. Jest go dużo w wyrobach wędliniarskich i garmażeryjnych (dodaje się np. bułki tartej do pasztetów), słodyczach i czekoladzie, śmietanie i jogurtach (często jako zagęstnik), lekach a nawet w piwie (jest robione z jęczmienia) oraz alkoholu (np. wódka żytnia). Mało tego, nawet opłatek komunijny czy wigilijny produkowane są z mąki glutenowej.
Skąd pochodzi nazwa mąki Graham?
Otóż pierwszym propagatorem otrębów i zdrowej, ciemnej mąki, bogatej w witaminy i mikroelementy był pastor Sylwester Graham. Wzorcowy skład mąki tego rodzaju (1850) jest taki sam, jak ziarna tzn. uzyskana mąka zawiera 80% z bielma, 15% otrąb i 5% zarodków ziaren.
Czy cena mąki ma wpływ na cenę chleba?
Tak. Ma. Ale nieznaczny, dlatego nie daj sobie wmówić, że powyżka cen mąki o 100% istotnie podniesie ceny chleba. To nieprawda. Cena surowca (mąki) w cenie chleba to raptem kilkanaście procent. Najważniejszcze czynniki kosztowe to koszt dystrybucji (rozwiezienie po sklepach a więc paliwo) oraz energochłonność procesu produkcji (piece trzeba rozgrzać, a są zazwyczaj na prąd) oraz czynnik ludzki (wynagrodzenia ludzi). Podwyżka cen mąki nawet o 100% wpływa na cenę pieczywa w niewielkim stopniu. Również dlatego, że w świeżym, 600 gramowym bochenku pszennego chleba woda stanowi 30-50%. Nie wierzysz?Zważ go, kiedy jest świeży i jeszcze ciepły, a potem, kiedy jest zupełnie suchy (np. po 2-3 tygodniach).
A skąd się bierze zakalec?
Zakalec może przytrafić się każdemu. Zakalcowate ciasto zazwyczaj jest wynikiem… niecierpliwości. Tak! Kiedy już pieczesz swoje ciasto to chcesz sprawdzić, czy jest już upieczone – i otwierasz drzwi piekarnika. A wtedy – ciasto się ziębi i jego struktura się załamuje. Nawet, jeśli w piekarniku wygląda ok, to po wyjęciu będzie zakalcowate. Tak samo przy wykańczaniu pieczenia. Zamiast wyjmować je od razu – pozostaw je w piekarniku z lekko uchylonymi drzwiami, aż się choć trochę schłodzi.
Zakalec może pojawić się również wtedy, gdy ciasto drożdżowe albo biszkopt pieczone są w zbyt niskiej albo za wysokiej temperaturze, lub gdy na wierzchu znajduje się zbyt dużo dodatków (np. przy pizzy) – wówczas one „ochładzają” powierzchnię ciasta, i ta się „parzy” zamiast piec. Dlatego bardzo istotne jest, aby przestrzegać czasu i temperatury pieczenia. Aaa.. byłbym zapomniał:
Co to jest legumina?
Leguminami nazywa się wyroby kulinarne powstałe z gotowania mąki (zazwyczaj grubo mielonej). W moim domu bardzo popularną leguminą była „razówka”: grubo zmielona mąka razem z otrębami była gotowana z mlekiem i powstawała „papka”, którą jedliśmy ze skwarkami albo mlekiem.
Moja babcia robiła „słodką leguminę” w taki sposób, że zebrane owoce (np. maliny albo truskawki) gotowała do zupełnego ich rozpadu a potem to takiego „dżemu” dodawała tej grubej mąki. Po ugotowaniu polewała masłem i posypywała cukrem – pamiętam to jako smak dzieciństwa :) Aha, leguminą jest również grysik na mleku oraz wszelkiej maści budynie, kisiele i puddingi :) |
Opieka zdrowotna weteranów. |
Znalezione w internecie.
Szanowny Czytelniku,
kilka tygodni temu wywołałem mały skandal, pisząc czarno na białym, że leki obniżające stężenie cholesterolu we krwi (statyny) wywołują szereg działań niepożądanych, w tym też takich, które mogą poważnie zagrozić zdrowiu pacjenta.
No tak, rzadko się zdarza, żeby ktoś odważył się napisać coś takiego...
Jednakże fakty są następujące:
Statyny to doskonały przykład „magicznej” pigułki przedstawianej jako skuteczny lek w leczeniu chorób serca, mimo że nie udowodniono, iż wpływają one na zmniejszenie ryzyka zgonu spowodowanego tymi chorobami.
Jest wręcz przeciwnie: podczas przeprowadzonych (uczciwie) badań wykazano, że statyny osłabiają mięśnie1, poczynając od mięśnia sercowego..., a przecież przepisuje się je osobom po zawale, których serce jest osłabione!
Więcej na ten temat może nam powiedzieć Michel de Lorgeril, kardiolog i badacz z CNRS (Krajowego Centrum Badań Naukowych):
„Statyny mogą zrujnować pożycie seksualne zażywających je osób, znacząco ograniczyć ich zdolności kognitywne, spowodować pogorszenie wzroku, zwiększyć ryzyko zachorowania na depresję oraz nowotwory”2.
Dodajmy jeszcze, że podczas badania przeprowadzonego z udziałem 650 pacjentów przyjmujących statyny, stwierdzono, że 87% tych pacjentów zgłaszało działania niepożądane takie jak bóle mięśni3. Lekarstwo idealne... dla przemysłu farmaceutycznego
Jedną z ogromnych zalet statyn jest fakt, że trzeba je zażywać do końca życia. Dzięki temu są one jednym z najbardziej dochodowych leków sprzedawanych w aptekach. We Francji statyny zażywa osiem milionów nieświadomych zagrożenia osób, co przekłada się na miliard euro rocznie zysków dla przemysłu farmaceutycznego.
Statyny obniżają stężenie cholesterolu we krwi, ale istnieją badania wskazujące, że nie są w stanie obniżyć ryzyka wystąpienia zawału czy udaru4.
Związane jest to z faktem, że cholesterol sam w sobie nie jest odpowiedzialny za zatykanie tętnic, jak stwierdzili to naukowcy w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku; wiemy obecnie, że można mieć wysokie stężenie cholesterolu we krwi i nic sobie z tego nie robić.
Natomiast osoby, u których stężenie cholesterolu we krwi jest niskie, są zagrożone zwiększonym ryzykiem zachorowania na depresję oraz ryzykiem zgonu. Powód jest prosty: Cholesterol jest niezbędny dla funkcjonowania naszych komórek
Cholesterol nie jest trucizną: to substancja niezbędna do budowy ścian komórkowych i produkcji hormonów (przyczynia się w ten sposób do zapobiegania szybkiemu starzeniu się); jest on także niezwykle ważny dla mózgu â u osób z niskim stężeniem cholesterolu we krwi wzrasta ryzyko zachorowania na depresję, a jego poważne niedobory prowadzą nawet do dysmorfii i upośledzenia umysłowego (zespołu Smitha-Lemliego-Opitza, SLOS).
Jednakże od lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku większość lekarzy uważa, że pomimo wszelkich zalet, cholesterol jest niebezpieczny dla naszych tętnic.
Sądzą oni, że podobnie jak w rurach i kranach odkłada się kamień, cholesterol może odkładać się w naszych tętnicach, powodując zatory (czyli blokując przepływ krwi).
Według nich przyczyną zawałów i udarów mózgu są więc zatory spowodowane podwyższonym stężeniem cholesterolu w surowicy.
W rzeczywistości jednak 75% osób, które przeszły zawał, miało stężenie cholesterolu w normie5.
Podczas niedawnej konferencji British Medical Association (Brytyjskiego Stowarzyszenia Medycznego)dr Malcolm Kendrick wykazał, że podwyższone stężenie cholesterolu we krwi nie prowadzi do chorób serca. Wykorzystując dane pochodzące z projektu MONICA (Multinational MONItoring of trends and determinants in CArdiovascular disease) prowadzonego przez Światową Organizację Zdrowia w piętnastu wybranych populacjach uczestników (w ramach którego różne społeczności na całym świecie są badane pod kątem występowania chorób sercowo-naczyniowych), wykazał brak związku pomiędzy występowaniem chorób sercowo-naczyniowych a stężeniem cholesterolu we krwi6.
Dziś wiemy już, dlaczego tak jest: Twoje tętnice są pożerane przez „drapieżne cząsteczki”
Najnowsze tezy wysuwane przez naukowców zakładają, że powstawanie złogów w tętnicach jest reakcją obronną organizmu na działanie substancji oksydujących oraz powodujących stany zapalne.
Wewnętrzne ściany tętnic są w normalnych warunkach chronione przez cienką warstwę, która pozwala na krążenie krwi bez przywierania jej komórek do ścian tętnic w sposób podobny do spływania wody po liściach drzew: na ich powierzchni tworzą się krople, które jednak po chwili znikają bez śladu, spływając w dół.
Problem pojawia się w momencie, w którym we krwi znajdą się „drapieżne cząsteczkiâ. Przylegają one do ścian tętnic, uszkadzają je i pozostawiają ślady w postaci ubytków.
Te drapieżne cząsteczki nazywamy wolnymi rodnikami. Trafiają one do naszego organizmu z otoczenia (spaliny, dym papierosowy, zanieczyszczenia). Do ich powstawania przyczynia się także niewłaściwa dieta oraz naturalne procesy metaboliczne zachodzące w komórkach naszego ciała. Wolne rodniki powodują niszczenie ścian tętnic w taki sam sposób, w jaki tlen powoduje korozję metalu.
Na szczęście nasze ciało odpiera te ataki i nie pozostaje bezczynne, wypełniając ubytki w ścianach tętnic za pomocą specjalnego spoiwa, znacznie wydajniejszego niż najdroższy cement z Leroy-Merlin: cholesterolu połączonego z wapniem i innymi substancjami.
Musimy więc zrozumieć, że reakcja ta jest nie tylko pożądana, ale wręcz niezbędna do przeżycia!
Problemy zdrowotne pojawiają się dopiero wtedy, gdy pozwalamy na wzrost liczby „drapieżnych cząsteczek” i ponowne atakowanie ścian naszych tętnic. Efektem tego jest nakładanie nowych warstw „cementu”, co prowadzi do powstawania złogów.
Jak walczyć z tymi drapieżnymi cząsteczkami (czyli wolnymi rodnikami)? Jak zapobiegać ich powstawaniu i jak je niszczyć? Cząsteczki, które niszczą wolne rodniki
Natura dysponuje cudownymi substancjami, które chronią Twój organizm przed wolnymi rodnikami. Te substancje to antyoksydanty.
Antyoksydanty to substancje chemiczne, które mają niezwykłą zdolność niszczenia wolnych rodników: przekształcają te drapieżne cząsteczki atakujące nasze tętnice w nieszkodliwe, łagodne jak baranki substancje, które prześlizgują się przez tętnice bez wyrządzania im nawet najmniejszej szkody.
W jaki sposób możesz zwiększyć ilość spożywanych antyoksydantów? To niezwykle proste:
Pełne antyoksydantów są warzywa i owoce; dotyczy to przede wszystkim warzyw ciemnozielonych (szpinaku, botwinki, groszku), czerwonych warzyw i owoców (papryki, pomidorów, wiśni, porzeczek), warzyw i owoców zawierających niebieski barwnik (jagód, jeżyn, czarnych porzeczek, bakłażanów ze skórką), jednakże antyoksydanty znajdują się także w grejpfrutach, rodzynkach i winie. Te antyoksydanty, które nadają roślinom kolor i zapach, nazywamy polifenolami.
Najlepszym sposobem zapewnienia sobie codziennej dawki antyoksydantów jest spożywanie dużych ilości sezonowych warzyw i owoców, świeżych i dojrzałych, w formie możliwie najbardziej zbliżonej do naturalnej, czyli nieprzetworzonych, surowych.
Przede wszystkim wybieraj ekologiczne warzywa i owoce, uprawiane niedaleko naszego miejsca zamieszkania, ponieważ podczas długiego przechowywania i transportu tracą one antyoksydanty.
Oczywiście jest to niemożliwe na co dzień, dlatego też należy dostarczać organizmowi antyoksydanty pod postacią soków (na przykład soku z granatów) lub suplementów diety (czyli witaminy E i witaminy C). Wzmocnij działanie antyoksydantów
Niewielu ludzi wie, że najważniejsze jest spożywanie antyoksydantów wyłącznie w formie nieutlenionej, czyli zredukowanej.
Łatwo zapamiętać różnicę: witamina C w formie zredukowanej ma postać białego proszku. Po utlenieniu natomiast przybiera barwę brązową. Sok z granatów, który zawiera dużo antyoksydantów, traci swoje właściwości w kontakcie z powietrzem, ponieważ powietrze je utlenia.
Podobnie dzieje się wewnątrz Twojego ciała: te antyoksydanty, które walczą z wolnymi rodnikami, ulegają utlenieniu i przestają działać.
Aby móc na nowo wykorzystać te antyoksydanty, Twój organizm potrzebuje specjalnych enzymów. Wśród tych enzymów znajduje się wytwarzany w wątrobie koenzym Q10, zwany też CoQ10. Najsilniejszy antyoksydant wytwarzany w Twoim organizmie!
Okazuje się, że koenzym Q10 może regenerować i wzmacniać działanie innych antyoksydantów takich jak witamina C, tokotrienole (witamina E) oraz karotenoidy (np. astaksantyna) w momencie, kiedy zostają one utlenione w organizmie.
To doprawdy cudowne działanie. A przy tym koenzym Q10 ma jeszcze wiele innych zalet: przede wszystkim jest on najsilniejszym antyoksydantem w Twoim organizmie.
Ponadto jest on dosłownie „iskrą życia”, ponieważ służy do rozpoczynania procesów spalania w komórkach (a dokładniej w ich „elektrowniach”, zwanych mitochondriami), co umożliwia mięśniom kurczenie się.
Jest to więc substancja niezwykle przydatna dla starszych osób, które czują, że mają mało energii.
Koenzym Q10 wspomaga również zachodzący w mitochondriach proces przekształcania tłuszczów i cukrów w adenozyno-5'-trifosforan (ATP), główne źródło energii dla mięśni, a w szczególności dla mięśnia sercowego.
Warto zauważyć, że działanie koenzymu Q10 nie ogranicza się tylko i wyłącznie do serca: znajduje się on w całym organizmie, a w szczególności w błonie śluzowej dziąseł i żołądka, w tkankach wszystkich narządów składających się na układ odpornościowy, w wątrobie, w nerkach oraz w prostacie. Stąd też jego inna nazwa: „ubichinon”, pochodząca od łacińskiego słowa ubique (`wszędzie`).
Koenzymowi Q10 poświęcono tysiące publikacji naukowych, 15 międzynarodowych konferencji, nie licząc ponad 36 kontrolowanych placebo badań klinicznych w Japonii, Włoszech, Niemczech czy Szwecji.
To właśnie Japończykom udało się na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku odkryć właściwości koenzymu Q10. W Japonii przepisuje się go pacjentom od 1974 r.; obecnie zażywają go miliony pacjentów. Jednakże większość zachodnich lekarzy z nieznanego powodu nadal ignoruje koenzym Q10.
Może dlatego, że jest to naturalna substancja, której nie można opatentować, a co za tym idzie â która nie ma żadnej wartości dla przemysłu farmaceutycznego? Stężenie koenzymu Q10 w organizmie maleje z wiekiem
U młodych, zdrowych ludzi wątroba wytwarza wystarczająco dużo koenzymu Q10, który wspomaga pracę serca, płuc, mięśni oraz walczy z wolnymi rodnikami. Koenzym Q10 dostarcza więc energii do najważniejszych narządów (serca i mózgu) oraz zapewnia ochronę skóry, włosów i oczu.
Problemy zaczynają się jednak pojawiać, gdy zaczynasz się starzeć, gdy chorujesz, przyjmujesz leki lub źle się odżywiasz. Wtedy produkcja koenzymu Q10 ulega spowolnieniu. W wieku 50 lat organizm wytwarza 25% koenzymu Q10 mniej niż w wieku 20 lat, co wyjaśnia wiele objawów starzenia (w wieku 80 lat wytwarzamy nawet o 65% koenzymu Q10 mniej).
Bez koenzymu Q10 nasze ciało nie jest w stanie odtwarzać antyoksydantów (witaminy E i C oraz polifenoli). Ponadto znacząco spowalnia produkcja energii na poziomie komórkowym.
Z tego powodu konieczne może być przyjmowanie koenzymu Q10 pod postacią suplementów diety. Jest to szczególnie ważne u osób, które zażywają statyny: Koenzym Q10 przeciwdziała działaniom ubocznym powodowanym przez statyny
W 1990 r. naukowcy z koncernu farmaceutycznego Merck odkryli, że aby znieść działania uboczne statyn, wystarczy dodać do nich koenzym Q10.
Opatentowali oni to zastosowanie koenzymu Q10, po czym cała sprawa trafiła... do kosza.
To prawdopodobnie jeden z największych skandali związanych z przemysłem farmaceutycznym.
Statyny obniżają stężenie cholesterolu we krwi, blokując produkcję mewalonianu, który wytwarzany jest w taki sam sposób, jak... koenzym Q10!
Oznacza to, że systematyczne przyjmowanie statyn blokuje wytwarzanie koenzymu Q10, a nie tylko cholesterolu!7 Powoduje to zmniejszenie stężenia koenzymu Q10 w mitochondriach, a co za tym idzie, zmniejszenie produkcji energii w komórkach, co wywiera widoczny wpływ na mięśnie, poczynając od mięśnia sercowego i zwiększając podatność na szkodliwe działanie wolnych rodników.
Zażywanie koenzymu Q10 może więc być niezwykle ważne dla osób przyjmujących statyny; amerykańscy lekarze od dziesięciu lat walczą o to, aby przy przepisywaniu pacjentom statyn, obowiązkowo przepisywać także koenzym Q108! Jak wytwarzać DUŻO energii komórkowej?
Wspomniałem już, że koenzym Q10 pomaga w procesie przekształcania tłuszczów i cukrów w adenozyno-5-trifosforan,czyli w ATP, który jest podstawowym źródłem energii dla naszego organizmu.
Ale czy wiesz, ile ATP dziennie wytwarza Twój organizm?...
Otóż... tyle, ile ważysz.
Oznacza to, że jeśli ważysz 65 kg, Twoje mitochondria muszą wytwarzać 65 kg ATP dziennie (który jest stale zużywany i odtwarzany), a koenzym Q10 musi bezustannie pomagać w tym trudnym zadaniu. Wszystkie Twoje mięśnie bez przerwy potrzebują koenzymu Q10. Największe zapotrzebowanie na ten koenzym występuje w mięśniu sercowym, który jest Twoim najaktywniejszym mięśniem.
Szokujące jest więc zalecanie „rozwiązania” polegającego na stosowaniu środków obniżających stężenie cholesterolu, które jednocześnie prowadzą do znacznego obniżenia stężenia koenzymu Q10.
Niskie stężenie koenzymu Q10 w tkankach oraz we krwi objawia się znacznymi problemami związanymi z układem sercowo-naczyniowym; w jednym z badań wykazano bezpośredni związek niskiego stężenia koenzymu Q10 z występowaniem tych problemów.
W toku licznych badań udowodniono jednak, że u osób, u których w mięśniach, mitochondriach i krwi znajduje się więcej koenzymu Q10, znacznie poprawia się funkcjonowanie czerwonych krwinek (erytrocytów). Prowadzi to do ciekawych sytuacji: Ocaleni od śmierci w ostatniej chwili
Profesor Folkers, naukowiec, który opisał budowę chemiczną koenzymu Q10 w 1958 r., kierował pierwszym kontrolowanym placebo badaniem klinicznym wraz z dr. Perem H. Langsjoenem (w latach 1983â1985), specjalizującym się w badaniu wpływu koenzymu Q10 na działania uboczne statyn.
Wyniki ich badań, opublikowane w prestiżowym czasopiśmie Proceedings of the National Academy of Sciences, wykazały, że u 19 pacjentów, którzy otarli się o śmierć, stwierdzono „znaczącą poprawę stanu klinicznego” dzięki zwiększeniu stężenia koenzymu Q10 w ich organizmie!
Podczas pięciu kontrolowanych placebo badań klinicznych, przeprowadzonych w latach 1984â1991, wykazano, że dzięki zwiększeniu stężenia koenzymu Q10 w organizmie można ograniczyć bóle w klatce piersiowej oraz zwiększyć wydolność fizyczną. Podczas jednego z tych badań dowiedziono, że poziom koenzymu Q10 jest bezpośrednio powiązany z czasem, który pacjent bez zmęczenia może poświęcić na ćwiczenia fizyczne. O 90% szybszy powrót do zdrowia po zabiegach chirurgicznych!
W badaniu, którego wyniki opublikowano na łamach Journal of Clinical Investigation w 1983 r., pacjentom cierpiącym na choroby układu sercowo-naczyniowego podawano placebo lub koenzym Q10 przez 14 dni przed zabiegiem chirurgicznym i przez 30 dni po zabiegu.
W grupie, która przyjmowała koenzym Q10 nie tylko poprawiło się krążenie krwi, produkcja ATP czy czynność serca przed zabiegiem, ale powrót do zdrowia po zabiegu przebiegał...
SZYBCIEJ i Z MNIEJSZYMI KOMPLIKACJAMI.
Natomiast pacjenci otrzymujący placebo dochodzili do zdrowia...
DŁUŻEJ i CZĘŚCIEJ WYSTĘPOWAŁY U NICH POWIKŁANIA. Koenzym Q10 nie ma efektów ubocznych
Dr Peter Langsjoen przeanalizował wyniki 34 kontrolowanych placebo badań klinicznych, w których wzięło udział 2152 pacjentów cierpiących na choroby układu sercowo-naczyniowego. Stwierdził on, że koenzym Q10 nie jest toksyczny. Dodał także, że jest on „całkowicie bezpieczny i nie wykazuje toksyczności, co stwierdzono w ponad 1000 opublikowanych badaniach klinicznych”.
Muszę jednak dodać, że wiele zależy od rodzaju przyjmowanego koenzymu Q10. Na rynku dostępne są trzy rodzaje koenzymu Q10: syntetyczny, półsyntetyczny i naturalny.
Na poziomie cząsteczkowym te trzy rodzaje są bardzo do siebie podobne, jednakże dwa pierwsze są mniej odpowiednie dla naszego organizmu, ponieważ zawierają więcej zanieczyszczeń.
Ceny tych produktów także znacznie się różnią. Związane jest to przede wszystkim z miejscem produkcji koenzymu Q10.
Najtańszy dostępny w Europie koenzym Q10 pochodzi najczęściej z Chin. Produkt ten niekoniecznie musi być złej jakości, jednakże istnieje większe ryzyko, że zawiera on zanieczyszczenia oraz substancje szkodliwe dla zdrowia.
Nieco droższy jest koenzym Q10 sprowadzany z Indii. Jest on mniej ryzykowny i z całą pewnością zawiera mniej zanieczyszczeń.
Jeżeli jednak mam zamiar podawać go swoim dzieciom i rodzinie oraz sobie samemu, to zdecydowanie wolę zapłacić więcej i kupić naturalny koenzym Q10 wyprodukowany w USA lub Japonii. Cena jest oczywiście znacznie wyższa (we Francji kosztuje on od 40 do 60 euro za opakowanie).
Istnieją jeszcze droższe preparaty, w których znajduje się ubichinol, czyli koenzym Q10 w postaci zredukowanej (pozbawionej elektronów). Uważam jednak, że jest to zwykły chwyt marketingowy, bowiem ta wysoka cena nie wiąże się w żaden sposób z lepszym działaniem. Jedynym wyjątkiem jest stosowanie go u osób w wieku powyżej 90 lat, u których układ enzymatyczny uległ osłabieniu. Jak stosować koenzym Q10?
Podsumowując, uważam, że zażywanie koenzymu Q10 może wywrzeć zbawienny wpływ na zdrowie osób przyjmujących statyny, a także tych, którzy martwią się procesami starzenia swojego serca i tętnic.
Żadna inna substancja nie jest w stanie dostarczać komórkom energii i jednocześnie zwalczać wolne rodniki tam, gdzie się one pojawiają, czyli wewnątrz komórek, a w tym samym czasie wspomagać inne antyoksydanty w walce ze stanami zapalnymi pojawiającymi się w całym organizmie.
Jeżeli chodzi o dawkowanie, to zalecana dawka to 50 mg dwa razy dziennie, jednak skonsultuj to również jeszcze ze swoim lekarzem.
Najlepiej łykaj kapsułki podczas posiłku zawierającego tłuszcze, ponieważ koenzym Q10 lepiej przyswaja się w obecności tłuszczów. Środki ostrożności
Koenzym Q10 wcale nie jest placebo, jak to próbuje się nam wmawiać. Ten suplement diety ma rzeczywiste działanie; nie bez powodu przed rozpoczęciem jego stosowania należy koniecznie skontaktować się ze swoim lekarzem. Lekarz z całą pewnością wspomni o tym, że: Ze względu na podobną budowę chemiczną koenzymu Q10 i witaminy K, nie wolno zażywać koenzymu Q10 podczas przyjmowania warfaryny (Warfin) i acenokumarolu (Acenocumarol WZF, Sintrom). Koenzymu Q10 nie powinny zażywać osoby z uszkodzeniem wątroby oraz pacjenci, u których stwierdzono niedrożność dróg żółciowych, a także cukrzycy przyjmujący leki kontrolujące hipoglikemię. Warto także pamiętać, że podczas przyjmowania dodatkowych dawek witaminy E stężenie koenzymu Q10 w organizmie będzie wzrastać znacznie wolniej, ponieważ spora jego część weźmie udział w odzyskiwaniu utlenionej witaminy E, która posłużyła do zwalczania wolnych rodników i została utleniona.
Nie wiem, co jeszcze mogę zrobić, aby zachęcić Cię do dbania o zdrowie swojego serca, komórek i do dostarczania sobie odpowiedniej ilości energii. Myślę, że warto nadal prowadzić badania nad koenzymem Q10, który przez czasopismo „Alternatif Bien-Ătreâ został nazwany jednym z „cudownych środków zapobiegających starzeniu”.
Na zdrowie!
Jean-Marc Dupuis
PS Niedawno opublikowałem w cyklu Dossier Naturalnych Terapii specjalny raport poświęcony cholesterolowi. Uważam, że to wyjątkowo interesująca publikacja na ten temat. A przy tym â mimo że mówi o tak ważnych i problematycznych sprawach â napisana jest bardzo przystępnie i zrozumiale dla każdego.
Możesz otrzymać ten raport w powitalnym prezencie, jeśli zaprenumerujesz Dossier Naturalnych Terapii. Jak to zrobić, dokładnie wyjaśniam na tej stronie.
.
Źródła:
(1) Berthold HK, Naini A, Di Mauro S, Hallikainen M, Gylling H, Krone W, Gouni-Berthold I. Effect of ezetimibe and/or simvastatin on coenzyme Q10 levels in plasma: a randomised trial. Drug Saf. 2006;29(8):703-12.?
(2) M. de Lorgeril, Prévenir l'infarctus et les maladies cardiovasculaires, Thierry Souccar Editions, 2011, page 198.?
(3) Golomb BA, McGraw JJ, Evans MA, et al.: Physician response to patient reports of adverse drug effects: Implications for patient-targeted adverse effect surveillance. Drug Safety 30: 669-675, 2007.?
(4) M. de Lorgeril, Cholestérol, mensonges et propagande, Thierry Souccar Editions, 2008.?
(5) Framingham Heart Study.?
(6) Obszerna wypowiedź dr. Kendricka na ten temat na: http://www.youtube.com/watch?v=i8SSCNaaDcE
(7) La prise d'inhibiteur de l'HMG-CoA réductase comme la pravastatine, la simvastatine, ou la lovastatine, par des patients sujets Ă l'hypercholestérolémie, (pour réduire la synthèse de cholestérol), entraîne une baisse de la synthèse de coenzyme Q10 qui provoque une diminution d'environ 50 % de sa concentration plasmatique. Source : Berthold HK, Naini A, Di Mauro S, Hallikainen M, Gylling H, Krone W, Gouni-Berthold I. Effect of ezetimibe and/or simvastatin on coenzyme Q10 levels in plasma: a randomised trial. Drug Saf. 2006;29(8):703-12.?
(8) Cf la pétition du Dr Whitaker, déposée Ă la FDA le 24 novembre |
Z boreliozą można wygrać. |
To na wszelki przypadek. Tym bardziej, że w mojej rodzinie ta choroba się przytrafiła.
Lekarz pierwszego kontaktu nie dopatrzył się tej choroby. Dopiero badanie prywatne przeprowadzone w prywatnym laboratorium wykazało występowanie przeciwciał, i to wysoki poziom (bo aż 24).
Okazało się, że choroba jest już zaawansowana, a Narodowe Fatum Zdrowia (NFZ) kazało czekać pół roku na przyjęcie do szpitala w Opolu.
Na szczęście, przyjęto "od ręki" (idzie o termin a nie o łapówkę) przyjęto w szpitali w innej miejscowości i niezwłocznie podjęto leczenie.
Nic dziwnego, że przeciętny człowieczyna rozróżnia aż cztery rodzaje "BIAŁEJ ŚMIERCI":, a mianowicie:
- sól;
- cukier;
- morfina
- i LEKARZ PIERWSZEGO KONTAKTU!!!!
--------------------------------------------------------------------------------------------
Wywiad z Lilianną Frankowską, prezesem Stowarzyszenia Chorych na Boreliozę, którego misją jest pomagać wszystkim, którzy czują się zagubieni i samotni w swojej chorobie.
Chciałam porozmawiać o boreliozie, nazywaną też chorobą z Lyme. Maleńki pajęczak zmienia plany tysiącom ludzi, aby nie powiedzieć – niszczy je… Ale zacznijmy od tego, w jaki sposób dochodzi do zakażenia?
Kleszcze z rodzaju Ixodens ricinus występujące w Polsce, możemy spotkać już nawet w piwnicach, a nie tylko lasach czy łąkach. Są nosicielami wielu patogenów (podobno 140). Jednym z nich są bakterie z rodzaju Borrelia burgdorferi, które bytują i namnażają się w jelitach tych kleszczy. Kiedy kleszcz żeruje na swoim żywicielu, krętki aktywują się i wraz ze śliną przenikają pod skórę człowieka. Przyjmuje się, że do zakażenia dochodzi od 24 do 48 godzin, ale z naszych doświadczeń wynika, że ten czas może być znacznie krótszy. Należy podkreślić, że kleszcze we wszystkich swoich stadiach rozwojowych mogą zarażać. Czyli, jeśli mamy do czynienia z maleńką, jak kropka zrobiona długopisem, nimfą kleszcza, to jest ona tak samo niebezpieczna jak postać dorosła.
Dlaczego mówimy, że borelioza jest niebezpieczna? W jaki sposób atakuje organizm człowieka?
Krętek boreliozy, ze względu na swoją spiralną budowę, bardzo łatwo i szybko rozprzestrzenia się po całym organizmie, zakażając różne nasze narządy. Istnieją badania wskazujące, że już po kilku godzinach bakterię można znaleźć nawet w mózgu, ponieważ jest to jedna z niewielu bakterii, która przekracza barierę krew-mózg. Nieuchwycenie momentu ugryzienia przez kleszcza, może spowodować w ciągu od kilku tygodni do kilku miesięcy zajęcie wielu naszych organów. Problemy sprawia także unikanie odpowiedzi immunologicznej u wielu osób oraz zdolność do wywoływania stanu przewlekłego zakażenia.
Co jest pierwszym objawem boreliozy?
Pierwszym widocznym objawem zakażenia jest tzw. rumień wędrujący. Pojawia się on w kilka dni do kilku tygodni od kontaktu z kleszczem. Nie musi wystąpić w miejscu ugryzienia i nie zawsze ma swoją charakterystyczna postać. Może być ich kilka lub nawet kilkanaście, mogą znikać i pojawiać się po jakimś czasie. Rumień występuję w mniej więcej połowie przypadków zakażenia. Objawami charakterystycznymi zaraz po zakażeniu są także objawy grypopodobne: zmęczenie, bóle mięśni i stawów wraz z ich sztywnością, czasami podwyższona temperatura i powiększone węzły chłonne.
Jeśli nie wystąpi typowy rumień, czy trudno postawić wówczas właściwą diagnozę?
W takim przypadku ustalenie diagnozy to wyzwanie dla lekarza, dlatego tak bardzo ważny jest dokładny wywiad z pacjentem. Właściwie każdy lekarz, kiedy zgłasza się do niego pacjent w środku lata z objawami grypowymi, powinien zadać pytanie, czy mogło dojść do ugryzienia przez kleszcza. Należy zrobić wszystko, aby jak najwcześniej rozpocząć właściwe leczenie, ponieważ wtedy jest największa szansa całkowitego wyleczenia. Im później, tym jest to mniej prawdopodobne. W kilka miesięcy od ugryzienia mamy już do czynienia z postacią rozsianą boreliozy.
Objawy charakterystyczne dla późnej boreliozy to…
Odróżnienie boreliozy w stadium wczesnym a późnym jest bardzo trudne. Generalnie objawy, które pojawiają się po pół roku od początku infekcji, przyjmuje się jako późne lub przewlekłe. Najczęściej występujące to przewlekłe zmęczenie, bóle mięśniowo-stawowe, neurologiczne (np. porażenia nerwów, bóle lędźwiowo-krzyżowe, trudności z koncentracją i znajdowaniem właściwych słów, nadwrażliwość na dźwięki lub zapachy), psychiczne, objawy ze strony narządu wzroku (podwójne widzenie, zapalenia spojówek, męty), ze strony układu moczowo-płciowego (np. problemy z wypróżnianiem), objawy kardiologiczne (np. zapalenie mięśnia sercowego, osierdzia, tachykardia), objawy skórne (np. przewlekłe zanikowe zapalenie skóry kończyn) i inne. Wymieniłam tylko niektóre i przykładowe objawy jakie mogą wystąpić.
Jakie badania wykonuje się w podejrzeniu boreliozy? Czy są one w 100% pewne?
Dostępne obecnie w Polsce testy w kierunku boreliozy są testami niewystandaryzowanymi, czyli z tej samej próbki krwi można otrzymać różne wyniki. Niestety, nie są też one pewne, ponieważ polegają głównie na badaniu przeciwciał, a nie szukaniu bakterii. Czyli wynik negatywny wcale nie musi oznaczać, że dana osoba jest zdrowa, a jeśli do tego ma objawy i w wywiadzie ugryzienie przez kleszcza, należy wziąć pod uwagę, że jest się chorym i badanie powtarzać nawet kilkakrotnie. Przy świeżym ugryzieniu kleszcza, jeśli mamy rumień, oznacza to na 100% boreliozę, jeśli rumienia nie ma, można zrobić badanie PCR, które szuka DNA bakterii we krwi. Inne testy – Elisa czy Western Blot (WB) w tym okresie nie wykryją choroby, ponieważ badają przeciwciała, a te wytwarzają się najwcześniej w 4-6 tygodni od zakażenia. Stąd tak ważna jest obserwacja samego siebie, a każdy podejrzany objaw może wskazywać na zakażenie bakterią. W stadium późniejszym zaleca się dwustopniową diagnostykę najpierw testem Elisa, a jeśli wyjdzie pozytywny lub wątpliwy, potwierdzić wynik testem Western Blot. Niestety, często wynik Elisa wychodzi ujemnie, a chory jednak jest chory, dlatego wg naszych doświadczeń należy test Western Blot robić niezależnie od wyniku testu Elisa. Test WB powinno się robić w dobrych laboratoriach, które pracują na renomowanych odczynnikach. Są również inne testy – jak np. LTT, jednak nie wykonywane w Polsce (można zrobić w Niemczech). Natomiast na wszystkich próbkach biopsji czy punkcji powinno się robić test PCR.
Jak długo, według epidemiologów, powinno trwać leczenie? Czy jest jakaś różnica pomiędzy leczeniem fazy ostrej (wczesnej), a fazą przewlekłą?
Wg wytycznych lekarzy epidemiologów leczenie w fazie wczesnej jak i późnej niewiele się różni. Generalnie leczą boreliozę jednym antybiotykiem przez 2-4 tygodnie, a jeśli pacjent po jakimś czasie wraca z objawami, leczą go wg tych samych zaleceń, uznając, że po takim leczeniu pacjent jest już zdrowy, a jeśli ma nadal objawy, kierują go do innych specjalistów z zaleceniem szukania przyczyn dolegliwości. Jest to spojrzenie wzorowane prawie w 100% na jednej z organizacji lekarzy amerykańskich, której zarzucono działanie na korzyść firm ubezpieczeniowych, a nie pacjentów. W opozycji do nich stanęła druga grupa lekarzy amerykańskich, którzy twierdzą, że leczenie w fazie wczesnej (fazie rumienia) musi opierać się na znacznie większej dawce antybiotyku niż podstawowa, tak, aby zatrzymać rozprzestrzenianie się bakterii. Natomiast leczenie fazy późnej, głównie ze względu na formy przetrwalnikowe bakterii, musi być skojarzone - kilkoma antybiotykami, a czas trwania zależeć powinien od odpowiedzi klinicznej chorego. Nie powinien być z góry ustalony.
Wygląda na to, że droga do zdrowia jest długa, trudna, bolesna i do tego chyba kosztowna!
Niestety tak. Szczególnie, że antybiotyki to tylko część tej długiej kuracji. Aby była ona skuteczna i nieszkodliwa musi być zachowana ścisła dieta przeciwgrzybiczna, a co za tym idzie, konieczność przyjmowania sporej ilości probiotyków, a także wielu suplementów podnoszących odporność naszego organizmu.
Kiedy wiadomo, że można odstąpić od antybiotykoterapii?
Wtedy, kiedy czujemy się bezobjawowi. Po ponad miesiącu od zakończeniu antybiotykoterapii można zrobić sobie test w kierunku boreliozy.
A co w przypadku, gdy chory uczulony jest na antybiotyki i po prostu nie może ich stosować? Jest dla niego też jakaś nadzieja?
Do dyspozycji lekarza jest duża gama różnych antybiotyków, ale oczywiście może się tak zdarzyć, że z jakiś względów nie możemy ich przyjmować. Alternatywą mogą być zioła, które coraz częściej stosują chorzy po antybiotykoterapii. Stowarzyszenie, dzięki zaangażowaniu wolontariuszy, przetłumaczyło i wydało książkę o takim leczeniu. Co prawda, autor jest Kanadyjczykiem, ale coraz częściej można znaleźć również jakąś pomoc wśród naszych rodzimych zielarzy.
Zastanawiam się - jako kobieta - jak wygląda leczenie zakażonych bakterią Borrelii ciężarnych?
Mamy już doniesienia naukowe, które dowodzą, że bakteria może przeniknąć przez łożysko i zakazić płód. Wykazano także, że mleko zakażonych matek zawiera krętki. Fundacja Choroby z Lyme z Hartford, USA, od wielu lat prowadzi rejestr kobiet ciężarnych. Stwierdzono, że gdy pacjentka utrzymywana jest podczas ciąży na właściwej dawce antybiotyku, wtedy dzieci nie rodzą się z boreliozą.
Wspomniała Pani o konieczności stosowania diety przeciwgrzybicznej. Jak wygląda taka dieta? Z czego należy zrezygnować, czego unikać, a co spożywać w obfitości?
Antybiotyki zabijają bakterie, ale mogą powodować rozrost grzybów (Candida) w naszym układzie pokarmowym. Aby do tego nie doszło, należy stosować ścisłą dietę oparta na całkowitym wykluczeniu pokarmów zawierających drożdże, białą mąkę, cukry, produkty bogate w skrobie, sery żółte i pleśniowe, alkohol. Można jeść bez ograniczeń warzywa (z wyjątkiem tych słodkich), chude mięsa, ryby, jaja, twarogi, produkty bogatoresztkowe i kwaśne owoce (kwaśne jabłka, kiwi, wiśnie). Nie należy zapominać o probiotykach zawierających różne szczepy bakterii.
Czy choroba jest w 100% wyleczalna?
Wszystko zależy od wielu czynników. Przede wszystkim od tego jak szybko po ugryzieniu kleszcza i w jakiej dawce zaczniemy brać antybiotyki. Im szybciej, to prawdopodobieństwo wyleczenia jest większe. Im później, to wtedy chorobę trudniej się leczy. Efekt leczenia zależy też od naszej odporności. Dlatego należy robić wszystko, aby ją podnosić – przez odpowiednią dietę, sporo ruchu fizycznego i przebywanie na świeżym powietrzu. Często jest to bardzo trudne, ponieważ ból ogranicza sprawność chorego, ale trzeba strać się dobierać takie ćwiczenia fizyczne (choćby spacery), które jesteśmy w stanie wykonać. Trudności w leczeniu powodują również koinfekcje występujące wraz z boreliozą.
Czym są koinfekcje? Czy często je diagnozujemy?
Kleszcze są nosicielami licznych wirusów, bakterii i pierwotniaków. Bakterie boreliozy to tylko jedne z nich. Wśród mikroorganizmów chorobotwórczych są także ludzka anaplazmoza granulocytarna, babeszjoza, bartonelloza (bartonella henselae), riketsjoza, gorączka Q oraz bardzo wiele innych, które nie są nawet obecnie diagnozowane. Właśnie te infekcje mogą być obecne równocześnie z boreliozą i powodować znaczne pogorszenie stanu chorego. Nazywamy je koinfekcjami. Wpływają one na układ immunologiczny, powodując pogorszenie przebiegu choroby i często są uznawane za zasadniczy powód trudności w leczeniu samej boreliozy. Lekarze praktycznie nie dostrzegają problemu występowania koinfekcji i nie zlecają badań, chociaż skuteczność diagnostyczna jest znacznie większa niż w przypadku boreliozy. Prawdopodobnie spowodowane jest to faktem, że leczenie tych współinfekcji jest równie trudne jak w przypadku boreliozy.
Codzienne zmagania z chorobą, z pewnością dotykają psychiki pacjentów. Jak chorzy radzą sobie ze zmęczeniem, frustracją podczas leczenia?
Problemy te dotyczą głównie osób z przewlekłą boreliozą, które nie dość, że przez wiele lat nie były prawidłowo diagnozowane, to często sama choroba powoduje u nich stany depresyjne. Frustracja pogłębia się w przypadku, gdy chory jest odsyłany od lekarza do lekarza, aż w końcu trafia do psychiatry z przypiętą łatką hipochondryka. Kiedy w końcu podejmuje leczenie, jest gotowy znieść wiele, żeby tylko choć trochę poczuć się lepiej. Kolejna frustracja przychodzi gdy objawy nie mijają lub mijają bardzo powoli. Borelioza jest chorobą, która uczy pokory, ponieważ zmagać się trzeba nie tylko z własnymi słabościami, ale do tego z systemem zdrowotnym, z problemami rodzinnymi, z brakiem zrozumienia u innych. Często w życiu chorzy zmuszeni są do zmiany swoich planów życiowych i to tych naprawdę bardzo ważnych, jak studia czy decyzja o potomstwie. Wymaga to ogromnego zrozumienia i wsparcia ze strony najbliższych.
W jaki sposób Stowarzyszenie Chorych na Boreliozę wspiera osoby zarażone? Jeśli mogę zapytać, dlaczego Pani angażuje się w tę działalność?
Stowarzyszenie jest na pierwszej linii frontu. Jesteśmy takim pierwszym wsparciem dla chorych, ponieważ wykazujemy pełne zrozumienie. Często słyszymy – „wreszcie ktoś mnie rozumie i wie o czym mówię, a nie wysyła do psychiatry”. Dzwonią i piszą maile do nas chorzy, którzy szukają właściwego lekarza, a potem dzwonią po porady dotyczące diety, leczenia, badań. Właściwie pytają o wszystko, a my staramy się cierpliwie odpowiadać. Staramy się być na bieżąco z najnowszymi doniesieniami dotyczącymi chorób odkleszczowych. Naszą główną misją jest szerzenie wiedzy o tej chorobie w społeczeństwie, ale i wśród lekarzy różnych specjalności. Dziś jestem tu gdzie jestem i w takim stanie zdrowia, które pozwala mi normalnie funkcjonować, ponieważ kiedyś ktoś mi powiedział o swojej chorobie. Dzięki temu trafiłam na cenne informacje, zdiagnozowałam się i zaczęłam leczyć. Na każdym kroku otrzymywałam pomoc od innych i tego samego wymagam od siebie. Przy tym ogromną satysfakcję sprawia mi kiedy słyszę, że ktoś dzięki temu co robię, znalazł diagnozę czy zdrowieje. W boreliozie jest ciągle wiele niewiadomych, nie ma szczepionki, a dostępne leczenie wzbudza wiele kontrowersji. Mam nadzieję, że dzięki „wkładaniu kija w mrowisko” przyczynimy się do dalszych badań naukowych nad tą chorobą, tak żeby kiedyś można było powiedzieć, że diagnostyka i leczenie boreliozy jest w 100% skuteczne.
Gdzie zainteresowani mogą szukać pomocy?
Stowarzyszenie Chorych na Boreliozę działa na terenie całego kraju. Zarejestrowani jesteśmy w Bielsku-Białej, ale swoich przedstawicieli mamy w wielu miastach. Na naszej stronie internetowej www.borelioza.org
można znaleźć bardzo wiele cennych informacji, nie tylko dla chorych, ale również dla lekarzy. Podane są tam również numery telefonów, pod którymi można szukać pomocy i adresy mailowe punktów informacyjnych na terenie całej Polski. Jesteśmy organizacją pożytku publicznego i można nas wspierać wpłacając 1% podatku na nasze cele statutowe.
Dziękuję za rozmowę.
Również dziękuję.
Rozmawiała Agata Radosh (www.siegnijpozdrowie.org)
UWAGA! W miesiącu lutym 2013 roku, wykład w Stowarzyszeniu Promocji Zdrowego Stylu Życia w Poznaniu poprowadzi prezes Stowarzyszenia Chorych na Boreliozę, Lilianna Frankowska. Będzie on poświęcony zagadnieniu zapobiegania i leczenia boreliozy. |
Jeden ze sposobów na odchudzanie się. |
Rozmowa z prof. Tadeuszem Triszką |
Poniżej podajemy link do strony internetowej Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu zawierający rozmowę
z Panen prof. TADEUSZEM TRZISZKĄ na temat jego prac badawczych.
http://www.up.wroc.pl/uczelnia/17421/dolnoslaskie_jaja_doskonale.html
O tym, że jaja można jeść do woli I obniżąć nimi poziom cholesterolu, o wyciąganiu z jaj substancji kluczowych dla naszego życia I leczeniu nimi chorób cywilizacyjnych z PROF.TADEUSZEM TRZISZKÄ„, kierownikiem Katedry Technologii Surowców Zwierzęcych I Zarządzania Jakością Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, rozmawia Jolanta Podsiadła
Panie Profesorze, czy istnieje produkt spożywczy, który może równać się z jajem?
Nie ma innego surowca spozywczego, ktory bylby równie wartościowy.
Proszę zwrócić uwagę, że wystarczy podgrzać zaplodnione jajo do temperatury 40oC I Po 21 dniach wylęgnie się pisklę, które ma mózg, układ nerwowy, krwionośny, kostny, immunologiczny I wszystko inne, co decyduje o życiu.
Oznacza to, że są w jaju takie składniki biologiczne, które pozwalają na stworzenie życia jedynie poprzez dodanie energii. A skoro tak, to składniki te mogą slużyć także naszemu zdrowiu I podnoszeniu jakości naszego życia.
Co zatem znajduje się w jaju?
W białku jaja jest najlepszy można powiedzieć, że wzorcowy sklad aminokwasów, w żółtku natomiast doskonale fosfolipidy na czele z lecytyną I kefaliną, które są niezbędne do prawidłowej pracy mózgu I serca.
Są wszystkie witaminy (z wyjątkiem C) I kwasy tłuszczowe, w tym również wielo nie nasycone omega-3. Są też substancje antybakteryjne I antywirusowe.
Jajo to produkt wręcz idealny, a w dodatku niskokaloryczny jedno kurze jajko to tylko okolo 75 kcal.
Jeśli zatem ktoś chce się odchudzać, polecam dietę, która zapewnia niemal wszystko, co potrzebne do prawidłowego funkcjonowania organizmu do pięciu do siedmiu jaj dziennie, a do tego warzywa I owoce.
Pod warunkiem, że nie jesteśmy uczuleni na te skladniki.
Panie Profesorze, a cholesterol?
Cholesterol to zaledwie 0,4 proc. zawartości jaja, substancja równie cenna, jak inne składniki.
Jest nam niezbędny do prawidłowego funkcjonowania mózgu I ukladu nerwowego, do syntezy hormonów plciowych, witaminy D I kwasow żółciowych.
W ukladzie nerwowym mamy okolo 10% cholesterolu, nasz organizm produkuje go dziennie do 1,5 do 3 gramow, czyli mniej więcej tyle, ile jest go w 15 jajach. Bez cholesterolu nie byłoby transportu biologicznego, Po prostu nie byloby życia.
Ale odkłada się on w naczyniach krwionośnych
Ale ten produkowany w nadmiarze przez wątrobę, na przyklad pod wplywem stresu, a nie cholesterol z pożywienia.
Jeśli będziemy dostarczać organizmowi odpowiednią ilość cholesterolu z żywności, nie będzie on produkował własnego. Na samym początku duzej konsumpcji jaj jego poziom w organizmie nieznacznie się podwyższy, o jakieś 12% potem się ustabilizuje, z tendencją do obniżania.
Każdy Sam może to sprawdzić, jedząc dwa-trzy jaja dziennie. Co więcej, w żółtku znajduje sie zdecydowana większość tzw. dobrego cholesterolu (HDL), ktory nie jest odkładany w naczyniach krwionosnych.
Chciałbym mocno podkreślić nie ma problemu cholesterolu w jajach.
Ale jest w naszym myśleniu o jajach. Na jednym z popularnych stoisk z żywnością ekologiczną jaja do kur zielononóżek reklamowane są w następujący sposób: 20% cholesterolu mniej.
Przed spotkaniem z Panem Profesorem zapytałam dziesięć osób robiących zakupy w pobliskiej galerii handlowej, jak często jedzą jaja.
Dziewięć z nich (dziesiąta okazała się Pana studentka) wspomniało o cholesterolu I przyznało się do dwóch-trzech jaj tygodniowo, nie licząc ciast, makaronów czy panierek do kotletów.
Pan proponuje, by jeść tyle jaj dziennie. Skąd te rozbieżności?
Możemy mieć m.in. pretensję do części lekarzy choć nie sądzę, by bylo ich więcej niż 20% ktorzy gloszą teorie o szkodliwości cholesterolu z jaj.
Powiem brutalnie jeżli ktoś mowi coś takiego, to znaczy, że wiedza jego zatrzymala siÄew latach 50, 60 ubieglego wieku. Jestem pewny, że dziś nikt z naukowcow kto ma na ten temat wiedzę, a nie tylko przekonania nie podpisze się pod twierdzeniem, że cholesterol z jaj jest szkodliwy.
Jaja to pożywienie slużące naszemu zdrowiu I ??yciu.
Skoro są idealne, to Po co je ulepszać?
Rozumiem, ze odnosi się Pani do projektu Innowacyjne technologie produkcji biopreparatów na bazie nowej generacji jaj (Ovocura), ktorego jestem koordynatorem.
Dla nas, z naukowego punktu widzenia, istotne jest to, że w jaju są substancje, które tworzą życie.
A mając wiedzę, możemy dodatkowo w naturalny sposób wzbogacać treść jaja w biologicznie aktywne substancje, a nastepnie wykorzystywać je w produkcji suplementów diety.
Do razu zaznaczam, że nie ma to nic wspólnego z modyfikacją genetyczną.
Po prostu naturalnie wzbogacamy treść jaj poprzez odpowiednie żywienie niosek, ktore dostają naturalne mieszanki paszowe bogate m.in. w witaminy A I E, selen, wielo nie nasycone kwasy tluszczowe.
W ten sposób otrzymujemy jaja, na bazie ktorych tworzymy biopreparaty mogace wzbogacać naszą dietę I wspomagać leczenie chorób cywilizacyjnych.
Chodzi o biopreparaty pomocne w leczeniu chorob nowotworowych lub choroby Alzheimera?
Przyznam, że mamy takie nadzieje. Badania są w trakcie, a cały projekt zakończy się w 2013 roku.
Przewidujemy, że jego efektem będą m.in. wzmacniające preparaty witaminowe, preparaty z dobrze przyswajalną lecytyną, preparaty pomocne w leczeniu chorób nowotworowych I otęiennych chorób mózgu, np. choroby Alzheimera.
Bardzo zaawansowane są badania and preparatami wapniowymi ze skorupek jaj, ktore mają przeciwdziałać osteoporozie.
Badania prowadzimy wspólnie z Akademią Medyczną we Wroclawiu oraz Wydziałem Medycyny Weterynaryjnej Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, zarówno in vitro na liniach komórkowych, jak rownież in vivo na zwierzętach (głółwnie myszach, szczurach, świniach i psach).
Pracujemy również nad biopreparatami przydatnymi przy utrwalaniu żywności oraz jej pakowaniu.
Przedsięwzięcia te mogą być realizowane dzięki innowacyjnej, unikatowej w skali światowej linii technologicznej, ktora zostala zbudowana we Wrocławskim Parku Technologicznym, w ramach oddzielnego projektu, na rzecz działań Klastra Nutribiomed.
W ramach klastra współpracuje sześć uczelni i ponad trzydzieści przedsiębbiorstw. Dzięki temu nasza wiedza i efekty badań mogą zostać wykorzystane i znależć się na rynku w postaci konkretnych bioproduktow.
Na rynku są juz jaja z omega-3
Zawartość kwasu omega-3 kluczowego dla pracy mózgu, serca, budowy komorek można zwiększyć w jajach nawet dziesięciokrotnie w naturalny sposób.
W mieszankach, które zjadają kury nioski, znajdują się m.in. algi, plankton, ryby, olej lniany (z tego powodu jaja te są droższe od normalnych).
Takie jaja same w sobie są już nutraceutykami, czyli zywnością o właściwościach prozdrowotnych.
Nie wystarczy nam zwykla zywność?
Jeżli jemy naturalnie i różnorodnie oraz z umiarem to wystarczy.
Problem jednak w tym, że na ogółâ nasze pożywienie jest zbyt monotonne i ubogie w substancje odżywcze.
Dlatego warto wzbogacać żywność w sposób naturalny, z korzyścią dla zdrowia.
Nalezaloby zwiększyć ilość potraw na bazie jaj, w tym wzbogaconych.
W takim razie muszę dopytać. Moi rozmówcy obawiali się również, że kury na farmach mogą być karmione antybiotykami i hormonami
W całej Unii Europejskiej istnieje zakaz prawny dodawania do pasz hormonów |
5 owoców, które są jak naturalne lekarstwo |
Poniżej podajemy link do strony internetowej "Wirtualna Polska"
http://fitness.wp.pl/multimedia/galerie/art994.html |
Węzły chłonne- a o co tam chodzi? |
Poniżej podajemy link do strony internetowej NTO Opole zawierający ciekawą informację.
http://www.nto.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20130203/ZDROWIE/130139899 |
Badnia lekarskie- ciekawa informacja. |
|
|